od Cisnej niedaleko ― gdzie ― pamięci nie budź
i tak ci nie odpowiem choć co roku wracam
pochylona kapliczka śniła pośród śniegów
o litaniach majowych jesiennych różańcach
ktoś zawiesił na wrotach kawałek słoniny
niech sikorki przylecą kiedy ludzi brakło
będą śpiewać Panience wcale nie na niby
w Bieszczadach roześmianych tą świętą makatką
na piórkach nastroszonych kolęduje wicher
kłuje mrozem grudniowym dzisiaj jakby słabszym
spóźniony na pasterkę zebrał kilka witek
spod brzozy na rozstaju ― na miotłę wystarczy
śnieg sprzed progu zamiecie by gość zagubiony
mógł odpocząć przez chwilę ― może nawet wieczność
przed echami na ścianach zapomnianych modlitw
ludzi którzy odeszli ― wciąż słychać jak szepczą
pusta stoi kapliczka wędrowiec nie nadszedł
kilka smutnych sikorek czeka od wieczora
nocy śpiew niepotrzebny sama cicho kracze
za woalką z pajęczyn Panienka twarz chowa