spodnie zapaskudzone nadmiarem słów
o parszywym życiu pustych kieszeni na wyrębie
w świątecznym prezencie skrzydła kolejny raz
gardło zagłaskali jak szczyt ―
tędy będzie bliżej
mógłby naopowiadać bajek
jeśli ślepy los nie rzuci na parkiet ― dębowy
stać kiedyś było
dziś podziwia drzewa
kucając
― ― ―
wydaje się o jeden grymas temu
pragnęła słuchać i śmiać się z kiepskich żartów
rzucanych na ławkę tam w parku
gdy bał się unieść głowę