memu niebu był pryzmat niepotrzebny
barwy zorzy co dzień inne odkrywałem
noc powoli się kończy
słońca jeszcze nie widać
jeszcze chwila a wszystko będzie szare
noc polarna zbiera szpilki w lesie
by je w słowa oprawić i patrzeć
jak się kuli pod oknem
strach co przyszedł wieczorem
by zobaczyć czy zapali się światło
noc polarna ostrzy igły kamieniem
pierwszym lepszym każdy się nadaje
rzucić mocno i w stracha
pragnie trafić nad ranem
niech dzień szary dla niego wstanie
biel zbrudzoną też można rozszczepić
w okulary wstawię pryzmaty
ciebie pewnie nie zmienię
lecz przynajmniej w mych myślach
będziesz wyglądała inaczej