święte

święte wysoko święte w dolinie
i mały ja okruch strachu
to tylko burza ― mówisz ― i giniesz
ja coraz mniejszy z każdym krokiem

przemykam się między palcami burzy
i drugiej szansy szukam wśród smug
na życie w deszczu lecz z suchą twarzą
na lżejsze buty ― tyle jest dróg

z których zawrócić będzie trzeba
by nie zgiąć kolan przed nową ścianą
choćby najświętszą niby do nieba
ale wciąż ścianą pozostaje

do świata w którym biel i czerń
nie muszą mieszać się ze sobą
by stworzyć życie okryć pień
co i tak padnie spłynie z wodą

do świata w którym ceniony jest chłód
bo tyle wart jest co gorące
a kubek wody nie kpi rdzą
wicher z gałęzi kłamstwa strąca

święte wokoło i mały ja
okruch strachu po burzy
oczy zamknięte chwila trwa
i nie wiem czy je otworzyć