Parowóz

Rusza samotnie iskrą narodzin
Wciąż się potyka na pierwszych progach
Szukając siły gra niskim tonem
Na strunach pragnień, nadziei słowach

Długim sygnałem mija semafor
Przejeżdża tunel samotnych nocy
W potrzebie służąc życzliwą radą
Przemierza bagna ludzkich słabości

Na ścieżce obok wiatr zdziera buty
Porywa myśli oknem rzucane
Pod słów ciężarem schylone słupy
Liczy na palcach zmęczonych graniem

Palące słońce drżeniem powietrza
Rozmywa przyszłość i budzi zmysły
Przykłada ucho do toru marzeń
Czeka na sygnał bliskości myśli

Chwilę przystanął na jakimś dworcu
Sprawdził czy dowiózł wszystkie wagony
Nowy pasażer wsiadł do pociągu
Pogasił światła w oknach niezgody

Zmierzając wolno do drogi końca
Stary parowóz zniknął w oddali
Ostatnią iskrą zachodu słońca
Podpalił chmury mej beznadziei