jeszcze niedawno w rozbarwionym lesie śmiał się
przecież wieczność
smakować i trwać
darowane chwile zwątpienia
budziły nad ranem liśćmi
miłosierny wiatr nie rzucał ich na trawy
szumiące ― zostaniesz kpiąc z czasu
zatrzymasz blaknięcie ikon
przymknięte oczy
pochylonego spłowiałymi skrzydłami
skraplają się zaróżowionym ― tak daleko
na polichromiach rdza
kruchej pamięci