naprawdę

opowiedział ci kiedyś o śnie
wiedziałaś ― bajka lecz
wierzyłaś
w księcia i pantofelek

listopad
wilgotne stopy modlą się do drzew
drżących od szeptu ― za chwilę ―
i mgły ― oblepiała jarzębinę ― nie trzeba
wróble zlecą się
zagadają marznącego podlotka ―
obiecał

zamknięta w ramionach zapatrzona w mech czekałaś
na szczebiot świtu ― niech wreszcie przylecą ―
obiecał

wiem przeklinał trochę
gdy przebierając się widziałaś kilka w lustrze
a cień nie chce urwać się ze smyczy biec
schować się za kamień
wiem że księżycowa noc i nawet nie mógłby
uczepił się

gdzieś koło trzeciej plecie gałąź do gałęzi
już czas
czemu tak zimno
zesztywniały ręce
modlitw nie będzie i czarów ―
boję się
czemu został o cień za daleko
kto teraz rozpali ognisko ―
obiecał

listopad.
cieplej będzie dziadom
co ich na życie nie stać i śmierć
oblepi jarzębinę i wróble
zamknięta ― marznący podlotek
policzysz schody i przekleństwa i usłyszysz
szczebiot lasu

przecież sny dzieją się naprawdę