muzie krytyczce

to krótki wierszyk miał być o jesieni
słów kilka prostych skleconych naprędce
gdzieś miała tęcza w łez kroplach się mienić
a rdzawe liście przenikać przez ręce

otryt miał garbić się w nim na czerwono
ryczeć jelenie wszak czas rykowiska
i noc się dłużyć tęsknotą znużoną
w pustej butelce patrzącej z ogniska

kocham ― nie wolno w nim było napisać
chociaż to wierszyk miał być o miłości
czarnym madonnom zakrywać miał lica
świętość niemodna ― tak krytyk ogłosił

a ja cię widzę w ikonę wplecioną
gdy okulary zdejmujesz wieczorem
cóż mam powiedzieć gdy ― kocham ― nie wolno
ani zwyczajnym opisać cię słowem

mówić nie mogę ty zdań oczekujesz
jakichś niebiańskich ― a jam pasikonik
mowa mi znana lecz słów mi brakuje
czasem zaśpiewam gdy cisza zadzwoni

biorę więc skrzypce gdy mgli się nad ranem
w dźwiękach niech zniknie poezja niechciana
choć słowa smyczkiem na mgle wypisałem
i tak odeszłaś ― ma mowa już znana

takie wierszyki już wielu pisało
szczerość już dawno zmieniła się w próchno

ty także zgnijesz gdy kocham ― to mało
a ziemia rankiem wypluje twe truchło