martwa natura

wazon pękaty wita cię kwiatami
śmiech słonecznika wabi w letnim słońcu
krzywi się róża ostrymi kolcami
tak nie przystoi ― pan miał być na końcu

jabłko się wstydzi podwija ogonek
wszyscy tak piękni a ja pospolite
za dzban się chowa fioletowy dzwonek
w piątek mu wyzna swe grzechy ukryte

a niezabudki budzą lęku strunę
bo zapomniały jak mają na imię
grę światłocienia proszą o ratunek
choć kropla wody z dzbana niech wypłynie

wino powiada ― soku wam użyczę
wasza nadzieja niech skarby odkrywa
bawi rozmową wokół gasną znicze
martwa natura ― a przecież tak żywa