listopad błądzi we mgle
nie wie którędy ma odejść
krople potu zostawia na trawie
pyta czy ktoś pomoże
skończyć mu los zachlapany
i ciągłą w szarości wędrówkę
lub suchy liść odnaleźć
na nim słowa broń Boże smutne
by słońcu pokazać rany
lasy pocięte bliznami
co krwawią błotem jesiennym
niczym odwieczne stygmaty
słońce niech trochę pocieszy
lub zimę zawoła troskliwą
ona rany śniegiem zaleczy
i głowę przytuli siwą