świeżo porąbane pnie
na uwiędłych liściach
drzemie w nich wiatr po szklance soku
dużo go było nie wiedzieć czemu
obok ogień małymi płomykami ― trochę ze strachu
jakby bał się klątwy Przedwiecznego
dawno mówili ― nie chce całopalenia
sam wybiera czas mijania
dla wędrowca trochę herbaty
choćby bez cukru ― nawet lepiej
pewnie pocieknie po brodzie
ręce się trzęsą ―
szukał resztek chleba
przecież
zimno trochę
i głodno
nikogo obok kieszenie dziurawe
wiatr śpi a On ciągle na liście
powtarza – patrz
kieszenie dziurawe
to wczoraj – wybacz wolne było
zapomniałem
wiatr liśćmi
w dom