kamienie wołać będą

tombakowe ornamenty powracają w glorii
zdobiąc
pokoje zasnute nitkami prostoduszności
na chwilę uchylono okna na sierpniowe wspomnienia

zabrakło cienia zamyślonego pana
resztki zachodu budzą pająki
czas na pracę ― może chleb
ukoi brakujące fragmenty tkanki
wolności

skowyt wybrańców przecina drogę
od zawsze w budowie i jeszcze przez zawsze
choć kierunki zmienią się wiele razy
potknąć się
warto choć na twarzy zostaną resztki błota
za każdym rogiem Weroniki

podróże w czasie niezgrabną mową i zbędnymi gestami
układają się w pytania
niedokończone ulice za betonowe mury metropolii
z granicami nakreślonymi kategorycznym tu

― ― ―

choć podwijają ogony
szurając ślepymi dłońmi w poszukiwaniu miski
(też tombakowej)
sąsiednie pokoje zasnute nitkami prostoduszności
uchylą na nowo okna na sierpniowe wspomnienia

a Magdalena w płaszczu z błękitu
wśród głazów na brzegu piaszczystej rzeki
będzie liczyć kary
za spełnione proroctwa

twórcom prawd na sznurkach