igły

w wąwozie łokci zgniatany
przeciskam się jutra niepewny
gdzie noc pogubiła omamy
przynajmniej śnić mogłem wtedy

że dotkniesz kiedy się zbudzę
i szyfr do powrotu mi zdradzisz
by drogę odnaleźć choć z trudem
świat tłoku za sobą zostawić

wyjechać w dal choć na moment
wzgardzić betonem stłoczonym
zobaczyć przestrzenie za domem
co wiatr uderzeniem otworzył

trącam wskazówki zegara
nie chcą przyspieszyć zmęczone
czekaniem jutra do rana
z zemsty w igły wprawione