dziecięce na bruku

skrzydła pozłacane pewnością
okazały się zbyt ciężkie
wystarczył parter
by poznać gorycz otwartych oczu

dziś ląd odkryty jednym krokiem
choć brzeg zdawał się być za
nigdy nie przekroczę

ból wrócił z przypływem zawodu

znów trawy omdlałe
wieczorem bez rosy
ironią przeznaczenia na całopalenie każdej nadziei

dzwonki samotnych owiec odliczają czas do snu

snu