czekałem na ciebie do świtu
mgły brakło by wesprzeć powieki
nadzieja nie zdoła się wykluć
z gadania że ― twardo ― i ― nie śnić
zabłądzisz o świcie za przełęcz
poklęczę przed śladami kopyt
a chciałem przytrzymać ci strzemię
pojechać gdzie tęcza garb moczy
tak z ― tobą ― garb inny pozostał
zamkniętych na pustce ramion
za chwilę odpadnie na postrach
naiwnym ― że można zasnąć