Aksamit bywa uległy
Dotykiem porannym zbudzony
Leniwym ciepłem przemawia
Do dłoni rozmowy spragnionej
Aksamit bywa okrutny
Gdy kamień w sobie ukryje
Zwodniczą miękkość podaje
Słowem co chwili nie czuje
Aksamit bywa też smutny
Gdy kropla zieloność przebija
Jesień wstająca powoli
Łzawiące liście pokrywa
A wiosna lato czy jesień
Dla zimy istnieją nad czasem
W niej siły zbiera do grzechu
Zielony aksamit wśród lasu